sobota, 1 marca 2014

"I don't believe in love" rozdz. VIII

Okeejki, jest i ósemka. Parę następnych rozdziałów jest jeszcze zapisanych, ale potem mam pustkę głowię. Mam nadzieje, że mój 'zastój twórczy' szybko się skończy.
BTW. Frank ma być taki zrozpaczony, a Gerard sprzeczny jak cholera. Taki już ma charakter i tyle. :)

***

Po chwili otworzyłem oczy, nie słyszałem już muzyki, lecz przerażającą cisze. Przed sobą zobaczyłem znajomy salon Nick'a, ale nie było w nim nikogo. Wszędzie walały się butelki, plastikowe kubki i śmieci. Czułem się jak wrak, wyprany z całego wypełniającego mnie życia. Nie miałem sił się ruszyć, ale nawet nie miałem na to ochoty. Chciałem zapaść się pod ziemie... Nie, chciałem znaleźć cholerny wehikuł czasu, cofnąć się i zapobiec temu co się stało. Nie pozwolił bym sobie na to, co powiedziałem. Nie pozwoliłbym sobie na zranienie Gerarda.

Obok mnie usiadła Carol.

- Ile tu leżę? - wymamrotałem, zsuwając z siebie koc, który znalazł się na mnie w nie wiadomo jaki sposób.

- Całą noc. Ja i Melanie też tu zostałyśmy.

Podniosłem na nią wzrok, wszystko było rozmyte, ale w jej oczach też dostrzegłem zawód.

Zawodzę wszystkich.

- Frank, dobrze wiesz, że ze mną możesz szczerze porozmawiać. To co się wczoraj stało.. Czy to miało związek z Twoim zachowaniem?

Podniosłem się powoli, ból rozrywał mi głowę.

- To przez ten szajs od Nick'a...

- Nikt nie kazał Ci tego brać. - urwała, spojrzała na mnie uważnie. - Ty wiedziałeś o tym, że Gerard jest gejem, to znaczy.. że wy..

 - Nie. Jak w ogóle mogłabyś pomyśleć, że ja coś.. no wiesz.. Nigdy.

- Rozumiem. - zapatrzyła się gdzieś przed siebie.

- Nie rozumiesz. Wy nic nie rozumiecie. On nie chciał, żeby ktokolwiek się o tym dowiedział. Dlaczego to powiedziałem?! Jeśli teraz ktokolwiek będzie chciał go skrzywdzić, tylko z powodu kim jest, to będzie z mojej winy. To przeze mnie. Dlaczego ludzie potrafią nienawidzić się tylko dlatego, że ktoś jest inny od ich samych?

- Frank, nikt go nie znienawidził. Dla wszystkich to było dziwne, dowiedzieć się o nim... Ale nie sądzę, by ktoś chciał go z tego powodu prześladować.

- On za dużo przeszedł. Zaufał mi a ja go zawiodłem. Już raz został skrzywdzony, tylko przez to, że wyznał jaki jest. A jeśli teraz to się powtórzy, on tego nie zniesie. Ja tego nie zniosę. Nie dam rady żyć ze świadomością, że go skrzywdziłem.

Carol popatrzyła na mnie spokojnie i przytuliła. Tego teraz potrzebowałem. Bliskości i zrozumienia.
- Posłuchaj mnie. Jeśli on jest dla Ciebie w jakikolwiek sposób ważny, idź do niego. Nie wiem co pomiędzy wami zaszło, nie wnikam w to. Rozumiem, że jest to dla ciebie, dla niego... dla was trudne. Stań przed nim i powiedz prawdę. Jakakolwiek ona nie jest.

Przysunąłem się do niej i oparłem głową o ramię. Miała racje. Musiałem pójść do niego i już się nie ukrywać. Jedynym problemem było to, że nawet nie wiedziałem, gdzie mieszka. Przez weekend szkoła była zamknięta, nie było szans na znalezienie jego adresu w dokumentach. Ale musiałem coś zrobić, nawet jeśli jedynym wyjściem byłoby przeszukiwanie każdego domu po kolei.

Przymknąłem oczy. Chciałem ochłonąć, chyba jeszcze nie do końca dotarło do mnie co tak naprawdę się wydarzyło. Całą tę scenę pamiętałem jak przez mgłę, tylko urywkami. Kolejne butelki, coś od Nicka, rozmowa i te oczy Gerarda. To zawiedzione spojrzenie widziałem za każdym razem, kiedy przymykałem powieki.

- Carol? - spojrzałem na nią. - Gdybyś dowiedziała się, że ja też jestem... Nadal byłbym Twoim przyjacielem?

 Uśmiechnęła się lekko.

- Czekałam, aż o to spytasz. To jakiej orientacji jesteś, nie ma dla mnie znaczenia. Od jakiegoś czasu zauważyłam w jaki sposób patrzysz na Gerarda, jak zachowujesz się, kiedy jest w pobliżu. Twoje wymówki były kiepskie, uwierz. Ale chłopaki chyba się nabierali, oni na takie coś nie zwracają uwagi. Ja i Mel domyślałyśmy się, że czujesz coś do niego. Nie chciałyśmy wypytywać Cię tak wcześnie, czekałyśmy, aż powiesz coś sam.

Przyjrzałem się jej uważnie. Przytuliłem ja mocniej i zdałem sobie sprawę, jak przyjaciele są dla mnie ważni. Jak dobrze mnie znają. Są przy mnie, i to się liczy.

- Dziękuję.. - szepnąłem. - Masz rację. On.. Gerard jest dla mnie najważniejszy na świecie.

- No to podnoś się. Powiedz mu to. Powiedz, że Ci na nim zależy. Jeśli jesteś pewny, że go kochasz, wyznaj mu to.

Carol ściągnęła mnie z kanapy.

- Ja.. Nie wiem... Myślę... Sądzę, że tak.. Jestem tego pewny. Kocham go. - spuściłem wzrok. - Ale nawet nie wiem gdzie mieszka.

- Z tego co wiem, kupił ten nowy domek na Waszyngtona. Jedź tam czym prędzej, zachowaj się jak mężczyzna i powiedz mu prawdę!

Wybiegając z domu Nicka, czułem na sobie jego spojrzenie. Nie miałem ochoty z nim rozmawiać, to co powiedziała Carol wystarczająco zmotywowało mnie do tego, by pojechać do Gerarda. Nawet nie myślałem o tym, co może się stać. Nie dopuszczałem myśli, że go tam nie zastanę.

Jechałem zdecydowanie za szybko, ale nie interesowałem się tym. Prawdopodobnie jeszcze nie wytrzeźwiałem, więc narażałem się na zatrzymanie przez policję. To tez nie było dla mnie ważne. Mogliby mnie złapać i wsadzić do więzienia, ale i tak zrobiłbym wszystko by zobaczyć się z Gerardem.

Zatrzymałem się przed tym domem, kompletnie nie wiedząc co robić. Na wjeździe stał już inny samochód, pomyślałem, że to musi być Gerarda. Chociaż nigdy nie widziałem, żeby jeździł autem.  Spojrzałem na telefon, którzy przez cały czas leżał w samochodzie. 12 nieodebranych połączeń od: Mama. Wspaniale. Nie zawracałem sobie tym głowy, wysłałem jedynie krótką wiadomość. Wszystko okej, nie dzwoń, niedługo będę w domu. Powoli wysiadłem i zamknąłem auto. Oparłem się o nie, chyba jeszcze nie do końca gotowy, by stawić czoła Gerardowi.

Słońce świecące w zenicie ogrzewało mi twarz. W końcu stanąłem przed drzwiami i zapukałem. Nikt nie otwierał. Dotarło do mnie, to o czym opowiadał mi Gerard. A co jeśli spróbował... A co jeśli mu się udało? Szarpnąłem za drzwi, w tej samej chwili otworzył je nieznany mi blondyn w okularach.

- Słucham? - spytał trzymając w ręku torbę.

Rozejrzałem się po mieszkaniu, półki były puste a kanapa, krzesła przykryte folią. Jakby mieszkający tu ludzie się wyprowadzali.

- Przepraszam, chyba pomyliłem domy. Czy tu mieszka Gerard Way?

- Zależy kto pyta.- blondyn spojrzał na mnie nieufnie.

- Jestem jego przyjacielem. - urwałem. - Raczej nim byłem. Jestem...

- Iero? Frank Iero? - chłopak dokończył za mnie.

Zdziwiłem się słysząc swoje imię. Skąd on mógł mnie znać? Czy Gerard powiedział mu coś o mnie? Jednak nie to było teraz ważne. Jak dla mnie cały świat mógł mnie znać, chciałem tylko zobaczyć się z Gee.

- Jestem bratem Gerarda. - przypomniałem sobie opowieści czerwonowłosego, faktycznie mówił o swoim młodszym bracie. - Mikey Way.

Zmieszałem się na chwilę. Gerard mówił, że mieszka sam, więc co tu robił jego brat?

- Mógłbym z nim porozmawiać? To ważne, naprawdę.

Zaległa niepokojąca cisza. Spuściłem tylko wzrok, wpatrując się w moje brudne trampki.

- W sumie, to Gerarda tu nie ma. Niedługo mamy pociąg, właściwie byliśmy już na stacji, ale zapomniałem jednej torby, więc musiałem wrócić...

- Pociąg? - przerwałem mu. - Ja muszę z nim porozmawiać, on myśli że ja... - czułem, jak łamie mi się głos.
Mikey spojrzał na zegarek i przeszedł obok mnie. Zamknął drzwi na klucz, po czym bez słowa wrzucił torbę do bagażnika auta. Czyli ono było jego, no tak. Wsiadł na miejsce kierowcy, po czym otworzył drzwi od strony pasażera.

- Jedziesz? Skoro to takie ważne, to streszczaj się. Nie chcemy spóźnić się na pociąg, Gerard chce opuścić to miejsce jak najszybciej.

Zatkało mnie. Wsiadłem do swojego auta i jechałem za blondynem. Wciąż zastanawiałem się nad tym, co by się stało, jakbym pojawił się tu parę chwil później. Mikey by odjechał. Gerard zniknąłby na zawsze. Już nigdy bym go nie spotkał. Nie wiedziałbym gdzie się przeniósł. Zniknąłby z mojego życia na zawsze. Z życia i owszem, a z serca... Ciągle myślałbym o tym, że to moja wina. Ale taka jest prawda, to przeze mnie chce odjechać.

Zatrzymaliśmy się na parkingu stacji. Mikey prowadził mnie do Gerarda, miałem wrażenie, że chce się o coś spytać, ale nie wie jak się do tego zabrać. W końcu zatrzymał mnie i złapał za ramiona.

- Słuchaj, zraniłeś mojego brata. On ma dużo za sobą, nawet nie zdajesz sobie sprawy ile..

- Zdaję sobie sprawę. Opowiedział mi o tym.

Blondyn spojrzał na mnie zdziwiony. Chyba nie uwierzył, że Gerard mi zaufał. Dokonał złego wyboru, nie powinien był mi mówić tego wszystkiego.

- Naprawdę? To znaczy.. On nikomu.. Mi na początku też nie.. Ale Tobie? Obcemu? Po dwóch tygodniach? Nie wierzę...

- Poznałem go, kiedy chciał skoczyć z mostu. Może to miało jakiś wpływ. - lekko wzruszyłem ramionami.

Mikey przymknął oczy, kiedy usłyszał, że Gerard znowu próbował się zabić. Widocznie nawet dla niego ciężko było słuchać o tym, jak jego brat znowu się stacza. Po chwili spojrzał w bok, wzrokiem powiodłem za nim i zobaczyłem czerwonowłosego, trzymającego dwie walizki. Patrzył to na mnie, to na blondyna.

- Mikey, co on tu robi? - warknął, nie zdejmując ze mnie wzroku.

- On powiedział, że musi z Tobą porozmawiać. Gerard, tylko z nim pogadaj. Zamknij tu wszystkie sprawy. Wyjedziemy, nigdy tu nie wrócimy. - z tymi słowami poczułem ukłucie w sercu. - Zapomnisz o nim. To wszystko zostawisz za sobą. Wszystko będzie okej. Będzie w porządku. Już nikt Cię nie skrzywdzi.
Blondyn podszedł do swojego brata i przytulił. Wbiłem ręce w kieszenie, nie mając pojęcia co się za chwile stanie. Nie miałem pojęcia co powiedzieć, co zrobić. Jedyne co chciałem to mieć Gerarda blisko, czuć jego ciepło, jego oddech. Mikey zniknął za rogiem, wymieniając spokojne spojrzenia z bratem.

Czerwonowłosy podszedł do mnie, ale nie ważył się spojrzeć w moje oczy. Wpatrzony był w jakiś punkt za moimi plecami, a ja bałem się przerwać tę ciszę.

- Nie widzisz co ze mną robisz? Chcę być Twoim straconym chłopcem. Ostatnią szansą, lepszą rzeczywistością. - zanuciłem cicho piosenkę, którą on zaśpiewał dla mnie tego dnia... Tego dnia, kiedy popełnił największy błąd - opowiedział mi o tym wszystkim.

- Jeszcze to pamiętasz? - spytał chłodno i uraczył spojrzeniem. Tak samo zimnym jak jego głos.

- Tak. Powiedziałeś też, że możemy uciec do Nibylandii. Kiedy tylko będę chciał. Więc jestem. Ucieknijmy.

Rozłożyłem ręce, wpatrzony w niego.  Nie wiem na co liczyłem, na to ze wpadnie mi w ramiona? Tak bardzo byłem głupi.

- Frank, powinniśmy dorosnąć. Zdać sobie sprawę, że najważniejsze w życiu jest to... - przerwałem mu.

- By kochać kogoś bardziej niż cokolwiek na tym świecie? Być gotowym poświęcić wszystko, byle ta osoba była szczęśliwa?

Gerard przygryzł wargę i patrzył na mnie spokojnie. Bez uczuć. To najbardziej mnie dobijało, ta jego ignorancja.

- Tak, tak właśnie myślę, to jest...

Kolejny raz nie pozwoliłem mu dokończyć.

- Kocham Cię bardziej niż cokolwiek na tym pieprzonym świecie. Zrobię wszystko byś był szczęśliwy.
Rozchylił malinowe usta, które teraz tak bardzo chciałem pocałować. Na prawdę byłem w stanie dokonać wszystkiego, byle by ten jeden raz mnie zauważył. Przestał ignorować. Stał się znowu sobą.

Przymknął powieki, odsunął się krok, jakby nie chciał mieć ze mną cokolwiek wspólnego.

- Nie powinieneś był tego mówić! - zawołał.

Odwrócił się i zaczął iść w stronę rogu, za którym zniknął Mikey. Czułem, jak po moim policzku spływa coś mokrego, zsuwa się do ust, skapuje na szyję i ginie na ubraniu. Łzy płynęły spokojnie, swoim tempem. Nie hamowałem ich, kiedyś musiały się skończyć. Prędzej czy później.

- Zostawisz mnie tak bez żadnej odpowiedzi?! - wrzasnąłem po chwili zdławionym głosem, sprawiając, że się zatrzymał. - Tak jak kiedyś zostawiono Ciebie?! Sądzisz, że to, że znikniesz z mojego życia Ci pomoże? Gerard, wróć... - ostatnie zdanie wyszeptałem z zamkniętymi oczami.

Poczułem dotyk czyjejś dłoni na swoim policzku, dreszcze przeszły przez całe moje ciało. Ktoś roztarł spływającą łzę. Uniosłem powieki i zobaczyłem przed sobą Gerarda.

Milczałem, teraz była jego kolej by coś powiedzieć. Mógł odpowiedzieć, że ja też jestem dla niego ważny, że kocha mnie choć odrobinę. Byłoby jak w romansie. Ale to nie jest żaden film, żadna książka. To życie. Nie ma czasu na scenariusze i poprawki. Carpe diem okrzykiem wojennym. Nie jesteśmy zbyt młodzi by umierać?

- Frank, posłuchaj mnie. Moje pojawienie się tu było największym błędem jaki mogłem zrobić. Powinienem zostać tam, w szpitalu. Tam byłem bezpieczny. Tam nie było takich ludzi jak Ty.

Zapas moich łez był chyba niewyczerpalny. Czułem jak wciąż puchną mi oczy, słońce raziło mnie po twarzy. A Gerard był niewzruszony. Ciągle miał na sobie tę maskę, wyraz jego twarzy nie zmienił się ani trochę.

- Jesteś jedynym, którego potrzebuję. Jedynym, którego mam. - szepnąłem, przykładając swoją dłoń do jego, wciąz spoczywającej na moim policzku.

- Jedynym, którego potrzebujesz, jesteś Ty. Nie wierzę w miłość. Nie jestem Twoim przyjacielem. Znaczysz dla mnie tyle co nic. Nigdy nie byłeś dla mnie ważny. Nie kocham Cię. Nigdy nie będę w stanie. Wsiądę w pociąg, zamknę drzwi i zapomnę o Tobie, nie będę pamiętał Twojego imienia. Nigdy więcej w życiu nie pomyślę, że istniałeś.

Oderwałem jego rękę.  Brutalnie szarpnąłem go za ramiona, nawet nie zauważyłem, gdy upadł na ławkę.

- Tylko z powodu, że mnie nie kochasz, nie znaczy, że ja nie mogę kochać Cię na swój sposób. Tylko z powodu, że odchodzisz, nie znaczy, że nie chcę byś został. - wyznałem z trudem przez łzy, jego obraz rozmywał się z każdą sekundą.

- Frank, utrudniasz to wszystko. - spojrzeliśmy sobie w oczy. Patrzył na mnie w sposób, którego nie mogłem zrozumieć.

W tej samej chwili nadjechał pociąg.

Gerard wstał, chyba próbował coś powiedzieć, bo otworzył usta, ale kolejny raz mu w tym przeszkodziłem.

- Jeśli nie zobaczymy się jutro, za tydzień, za miesiąc, nigdy więcej, to nie ma znaczenia. To tylko czas.

Ale on tylko podszedł do mnie i przytulił. Czułem jak jego koszulka robi się mokra od mojej załzawionej twarzy. Odchylił się. I zrobił coś, o co bym go nie podejrzewał, za co byłem na niego jeszcze bardziej zły. Spojrzał czule i delikatnie pocałował w czoło Dlaczego mi to robił? Dlaczego zachowywał się tak różnie? Dlaczego w jednej chwili był zimny, a w drugiej przytulał mnie i całował? To mnie raniło, to rozrywało moje serce. To, że nic już nie wiedziałem, było najgorsze.  Odsunął się, po czym zniknął za rogiem.

Czy powinienem był go gonić? Pewnie tak. Ale nie byłem w stanie. Tego wszystkiego było za dużo, nic jeszcze do mnie nie dotarło. To, że tyle razy powiedziałem mu, że go kocham. To, że powiedział, że jestem dla niego nikim. To, że pocałował mnie. To, że odjechał. To, że to już koniec. Gra skończona.

Pociąg odjechał, z całą moją nadzieją.

Znowu chciałem cofnąć czas, znowu nie mogłem.

2 komentarze:

  1. To jest rozdział dobry, moim zdaniem najlepszy i chyba jedyny, który do tej pory mi się podobał. Nie wiem dlaczego. Może ze względu na panujące tutaj emocje? Padające wypowiedzi? Trochę lepszy styl pisania? A może to Milk it Nirvany tak wpłynęło na mój odbiór tego posta. W każdym razie podobał mi się :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Skoro odzywam się tutaj po raz pierwszy, wypadałoby odnieść się do całego opowiadania, a nie jedynie do tego rozdziału. Tak więc przyznam się bez bicia, że wrażenia nie wywarło na mnie jakoś szczególnie dobrego, choć cała historia wymyślona jest ładnie. Problem w tym, że na jakość wpłynęły typowe błędy początkujących, jak np. zbyt krótkie opisy, a jeśli już to napisane chaotycznie i czasami trudno je było odpowiednio zrozumieć, czy też momentami dziwnie nienaturalne zachowania bohaterów, nawet biorąc pod uwagę, że każdy z nich ma jakieś swoje problemy. Jedyne, co potrafiłabym Ci doradzić, to zwykłe "ćwicz, ćwicz i jeszcze raz ćwicz", czyli po prostu nie przestawaj pisać, a z czasem zacznie Ci to wychodzić coraz lepiej i lepiej. Liczę, że jeszcze nie raz będę mogła spędzić chwilę wolnego czasu czytając coś, co wyszło spod Twojej ręki.
    Jak już wcześniej wspominałam, pomysł na to opowiadanie jest naprawdę fajny, po części dlatego, że skupia się na bardzo życiowej sytuacji, która mogłaby przytrafić się każdemu z nas. W całości brakuje mi jednak... tego czegoś. Dlatego też czekam na coś więcej i liczę, że się nie zrazisz, ponieważ nigdy nie chciałam Cię urazić lub coś podobnego, po prostu wyrażam swoje osobiste zdanie, z którym nie każdy musi się zgodzić.
    W każdym razie pozdrawiam i czekam na kolejną część.

    xx

    OdpowiedzUsuń