środa, 5 lutego 2014

"I don't believe in love" rozd. I

Dobra dobra, postanowiłam w końcu to opublikować. Liczę na komentarze, oceny, uwagi, czy się podobało czy nie i takie tam. Jak najszybciej :)

Na razie to prolog. Sama nie umiem ocenić, czy ten szajs (jak nazywam moje dzieło w głowie) jest w ogóle wart przeczytania. :) Z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy.

Bum, czytacie na własną odpowiedzialność! :)

***

Usłysz dźwięk spadającego deszczu. Spadającego jak płomień Armageddonu. Szkoda tych, co odeszli nieznani. 
Usłysz dźwieki bijące nie do rytmu. Kolejny protestant przekroczył granicę. 
Chcę marzyć. 
Ale nie zgadzam sie z tymi pustymi kłamstwami.

Dzień dobry. Nazywam się Franklin Iero. Aha, powiało oficjalnością, nie ma co. Także tego. Zacznijmy jeszcze raz. 
Nazywam sie Frank i przysłał mnie tu szatan. Tylko żartowałem, nie martwcie sie, nie zjem was. Przecież nie jestem żadnym wampirem, nie? Tak naprawdę, to jestem stransmutowanym jednorożcem. Z lekko krzywym ryjem. 
Ogólnie, jestem jakimś dziwnym pojebem. Po prostu uwielbiam się tak określać.  Od urodzenia mam coś pochrzanione w mózgu. Dzięki Ci Boże z tego pięknego nieba. Jeśli w ogóle stamtąd jesteś. Jeśli w ogóle jesteś. Eh, cokolwiek. Dzięki Ci kolorowy jednorożcu, władco piwa. Z resztą, nevermind. 
Było grubo po północy, kiedy wracałem do domu. Cóż, chciałem, nie chciałem, wrócić musiałem. Ojej, ale sie ze mnie poeta zrobił. Franklinie, kiedy pierwszy tomik?  Zamknij się, okej? No, idealnie. 
A nie mówiłem, że jestem jakimś pojebem? Gadam do siebie. 
W każdym razie, nie miałem ochoty iść przez centrum. Mieszkałem na przedmieściach, postanowiłem obejść miasto na około. Zdecydowałem przejść obok rzeki i na chwilę zatrzymać się na moście. Takie przynajmniej były moje plany. Wyszło troszeczkę inaczej. 
Przez całą drogę patrzyłem w dół, przecież znałem tę okolicę na pamieć. Gdy do mostu zostało mi parę metrów, spojrzałem przed siebie. Zobaczyłem jakiegoś kretyna, który stał za barierką, trzymając się jej dłońmi. Nie widziałem go dokładnie, ale przykuwające uwagę było to, że jego włosy były krwistoczerwone. Podeszłem do niego powoli. 
- Hej! - krzyknąłem. 
Chłopak nie odwrócił się. 
- Co robisz? Chcesz skoczyć? 
Nadal brak odpowiedzi. Podeszłem bliżej, właściwie to stałem już brzy barierce, chciałem spojrzeć mu w twarz, ale jego czerwone kudły wszystko zasłoniły. 
- Ej, no koleś, daj spokój.  - właściwie to po co ja tam stałem? Jeśli chciałby skoczyć, to nic by tego nie zmieniło. Żadne moje gadanie. Szczęście, że wtedy na to nie wpadłem.  - Stary, słuchaj, nie wiem kim jesteś i czemu chcesz to zrobić, ale po prostu nie skacz. Chodź tu. Jak chcesz pogadać, to po to tu jestem. 
Głowa chłopaka powoli przechyliła się w moją stronę. Czerwone włosy powiewały na wietrze  i dostrzegłem jego profil. Cóż, nie dało się tego nie przyznać. Był całkiem ładny. Nie, to za mało. Był naprawdę ładny. Iero, co ty gadasz? Włączył ci sie gej-radar czy co? Od kiedy się lubujesz w chłopakach, w dodatku samobójcach? Iero, Iero... 
Oparłem dłoń na barierce.  
- Samobójcy to tchórze. - powiedziałem cicho. 
- Jestem tchórzem. - usłyszałem cichy głos chłopaka. 
- Umiesz mówić? - rzuciłem ironicznie. 
- Nie twój zasrany interes. 
- Ale to nie ja chce skoczyć. - przewróciłem oczami. 
- SPIER-DA-LAJ. -wycedził, patrząc na mnie wzrokiem, jakby chciał zabić wszystkich dookoła. Cóż, byłem tylko ja. I on. 
- Mhm.. Jestem Frank. Frank Iero.  I będę tu tak długo, aż zrezygnujesz z tego durnego pomysłu. - urwałem.  
- A co jeśli skoczę, Frank? - jego oczy po prostu mnie świdrowały, musiałem szybko odwrócić wzrok. Spojrzałem na pobliskie drzewo.  Ale wciąż słyszałem jego delikatny głos. A co jeśli skocze? A co jeśli skoczę? A co jeśli skoczę? A co jeśli skoczę? 
- Mam nadzieję, że tego nie zrobisz.  Po prostu mi zaufaj. I chodź już. Zimno mi sie robi. - potarłem ramiona. 
Znowu poczułem na sobie jego wzrok. O Jezusie, to dość dziwne uczucie, uwierzcie mi. Spojrzałem na niego kątem oka. Czerwonowłosy przeszedł za barierke. Stał jakiś metr przede mną. Wyglądał jak zagubione dziecko, które bez mamy nie wie co robić. Patrzył się tępo na mnie. Chyba liczył, że coś powiem. Kurczę, nie miałem wprawy w ratowaniu cudzych tyłków. Nie byłem dobrym mówcą, ale musiałem wymyślić coś szybko. Zdecydowanie. 
Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się. Chłopak odgarnął włosy z twarzy, nareszcie mogłem zobaczyć ją w całości. A tego co zobaczyłem, po prostu sie nie spodziewałem.  Na drugim profilu, tym którego nie widziałem, był wielki tatuaż transformersa! Oh, tylko żartowałem. Drugi profil był jednym wielkim siniakiem. Dobra, teraz też żartowałem. Humor ci się wyostrzył, Iero. Jego twarz była po prostu piękna. Dosłownie piękna. Idealna, perfekcyjna, śliczna, cudowna... Gej-radar włączony. Zamknij się, pomyslałem do zawsze wspierających mnie głosów w głowie.  Musiałem wyglądać dość idiotycznie kiedy tak się na niego patrzyłem. Zsunąłem się na bruk, opierając o barierkę. Przejechałem wzrokiem od jego butów, przez szczupłe nogi, umięśnione ramiona, do tych szmaragdowych oczu.  Patrzył na mnie jak na kretyna, ale koniec końców usiadł kawałek dalej.  
Podsunął nogi do brzucha, brodę oparł o kolana.  Czułem, że muszę coś powiedzieć, ale kompletnie nic nie przychodziło mi do głowy. Bo co, powiem, że fajnie, że nie skoczył? Przecież nawet nie wiem jak się nazywa. Jejku, ale miałem problemy. W każym razie nie miałem zielonego pojęcia co powiedzieć. Zielonego, jak te jego oczy... Jednak chłopak mnie uprzedził.
- Dziękuję. - wyszeptał cicho, ale wystarczająco głośno, żebym go usłyszał. - Dziękuję. 
- Chyba jesteśmy na Ziemi po to, by sobie pomagać. - jak tylko poczułem, że się na mnie patrzy, wlepiłem wzrok w bruk.
Ah, genialnie. Czułem, że się rumienie. Ale z jakiego powodu? Bo ten chłopak się na mnie patrzy?  Tak, brakowało jeszcze różowych jednorożców.. Zaraz porzygam sie tęczą. Przecież nie żyję w jakimś pieprzonym romansie, nie będę rumienił się jak jakaś księżniczka.  Królewna Franklina. Idealnie. 
- Masz rację.  Ale ja nie chce tu być.  - zaczął powoli. Zerknąłem na niego, czułem, że musiałem. Chłopak patrzył się na mnie swoimi ślicznymi oczami. I tym smutnym wzrokiem. -  Po prostu.. Po prostu nie mam dla kogo. Ale cieszę się, że tu byłeś. - urwał. - I jesteś. - dodał szeptem. 
Ten głos. Pełen bólu.  Jakby tyle już przeszedł. Jakby pomimo swojego młodego wieku tyle miał za sobą. No tak, zapomniałem. Z wyglądu mógł być niewiele ode mnie starszy. Ale kto wie. 
- Na pewno jest ktoś, dla kogo musisz żyć. Na pewno. Życie to dar, nie zmarnuj tego. - przy ostatnim zdaniu głos mi zadrżał. Co się, do cholery, ze mną działo?
- Wyobraź sobie, że nie. Wcale nie. - przełknął ślinę. Spojrzał tępo przed siebie, a ja nie mogłem oderwać od niego wzroku. Wybaczcie, że powtórzę. Ale co sie ze mną działo? 
Czerwonowłosy wstał. Wstałem i ja.  Staliśmy dość blisko siebie, i tak, było to dość krępujące. Ale nie chciałem się odsunąć. Coś, nie wiem co, ciągnęło mnie do tego chłopaka. 
- Ja już pójdę. - powiedział. - Dziękuję jeszcze raz.  
Odwrócił się, wbił ręce w kieszeń i odszedł. Kiedy zniknął w ciemności, szepnąłem 'Tylko nie zrób niczego głupiego.
Stałem tam i gapiłem się w miejsce, w którym rozpłynął się nieznajomy. Poczułem na twarzy straszne zimno, jakby ktoś wbijał mi igły. W jego obecności nie czułem tego zimna, przemknęło mi przez głowe. Boże, co ja w ogóle pieprzę? 
Skręciłem w stronę domu. Zastanawiałem się, czy nieznajomy skoczyłby, gdyby nie ja. Nie wydaje mi się. Za łatwo go do tego przekonałem. Zdecydowanie za łatwo. Ale i tak wydawał mi się przybity. Dopiero po chwili zorientowałem się, że nie wiem jak się nazywa. Cholera. A jak nigdy go już nie spotkam? 

2 komentarze:

  1. Póki co mi się podoba. Jest takie...inne to opowiadanie, oryginalne. Ma w sobie dużą dozę swobody i formę jakby pamiętnika, co lubię :). Jestem ciekawa twoich następnych pisarskich przygód i obiecuję zajrzeć tu jeszcze, kiedy pojawi się pierwszy rozdział.
    xoxo Kot

    OdpowiedzUsuń
  2. Kroi się całkiem ciekawe opowiadanko ;)
    Mimo, że cała ta sytuacja wydaje się być... nierealna. Ale to głównie dlatego, że Gerard zbyt szybko zrezygnował ze swoich planów odebrania sobie życia, a reakcja Franka również wydała mi się odrobinę dziwna - chociaż w sumie sam stwierdził, że jest nieźle popieprzony.
    Ale prawda jest taka, że się to naprawdę przyjemnie czytało, a luźna, pamiętnikowa forma, jedynie dodała mu uroku :)

    OdpowiedzUsuń