czwartek, 20 lutego 2014

"I don't believe in love" rozdz. VI

Hello :) Argh, wstawiłam najszybciej jak mogłam.
Napisałam 3 shoty. Nie zapisałam. Laptop się zresetował. ZDYCHAM.


A ja nie wytrzymałem i przysunąłem się do niego. Lekko podwinąłem rękaw bluzy i zastałem to, co wiedziałem, że tam będzie. 

- Nadal to robisz? - spytałem, chociaż odpowiedź była wiadoma
.
- Nie pytaj. Wstydzę się tego. To mnie znowu wciąga. A ja jestem sam. I nie potrafię przestać. Nie potrafię się zatrzymać. Nie umiem. Nie mam nikogo kto mógłby mi pomóc..

Czerwonowłosy odwrócił wzrok od ran. Utkwiłem wzrok w świeżych, pewnie wczorajszych szramach. Jak on mógł  to robić? Nie mogłem sobie wyobrazić co by się stało, gdyby mu się udało... Straciłbym go. Nigdy by się nie dowiedział, ile dla mnie znaczy.

- Ja tu jestem,  Gee. - szepnąłem, jakoś nie mogłem mówić głośniej. - I będę tu zawsze.

- Nie kłam. - rzucił. - Każdy kiedyś odejdzie.

- Ale... - urwałem, licząc jego blizny.

- Żadnego ale. - Gerard spojrzał na mnie. - Za dużo się już nauczyłem. Każdy odejdzie. A ja będę znowu sam.

Nigdy nie chciałem go opuścić. Choćbym miał być dla niego tylko kolegą ze szkoły, chciałem być przy nim.

- Jestem nikim. Znaczę tyle co nic. - westchnął.

- Dla mnie znaczysz wiele, Gerardzie Way. Obiecaj, że już nigdy nie będziesz się ranił.

- Nie mogę tego zrobić. Nie mogę obiecać czegoś, czego nie jestem pewien. Nie jestem pewien tego, czy za kilka dni nadal będę chodził po tym świecie a ty chcesz żebym obiecał ze nie będę się ranił? To zabawne.

Nie chciałem.. Zaraz. Chciałem i to bardzo. Dlatego to zrobiłem przecież. Przytuliłem go i znowu poczułem to przyjemne ciepło. Ale jeszcze jedna myśl chodziła mi po głowie.

- Gee? - chłopak odsunął się ode mnie na parę centymetrów. - Wczoraj, kiedy byłeś pijany.. wołałeś jakiegoś Jamesa. - usłyszawszy to imię natychmiast zesztywniał. - Pytałeś go, czemu ci to zrobił...

- Ja.. Nie powinienem tego robić. To jest bolesne wspomnienie. Jak wszystko co powiedziałem.

- Nie musisz mówić, nie zmuszam cię. - moje serce biło szybciej pod spojrzeniem jego zielonych oczu.

- Nie powinienem tego ci mówić. Boję się jak zareagujesz... Jesteś inny niż ci, których znam. Mam nadzieję, że to nie zepsuje naszej przyjaźni.

Nic by jej nie zepsuło. Naszej przyjaźni, naszej miłości. O czym ja w ogóle mówię? Jakiej naszej. Chyba mojej. Nic by nie zmieniło faktu, że kocham Gerarda Way'a.

- To krępujące. I jeszcze bardziej dziwnie się czuję, mówiąc to tobie, bo... - urwał. - Nieważne. Ja jestem... Nie wiem jak to powiedzieć. Wolę chłopaków. - ostatnie zdanie wypowiedział szeptem. - Frank, tylko zależy mi na tym, by nikt oprócz Ciebie się o tym nie dowiedział.

Nie wiedziałem co powiedzieć. Nie mogłem uwierzyć w to, co wyznał czerwonowłosy. Uniosłem na niego wzrok, chłopak odgarnął kosmyki z twarzy i zaczesał za ucho. Pokiwałem głową, godząc się, by to zostało między nami.  Znowu myślałem o tym, jaki on jest piękny. Ale przecież on był... Gejem? Z trudem przemknęło mi to przez głowę. Nie pasował mi do tego, wyobrażałem go sobie raczej z gromadką wzdychających do niego dziewczyn.

Ale skoro wolał chłopaków.. I jeśli ja powiedziałbym, co czuję, to.. Nie, nie mogę myśleć w ten sposób. On nigdy nie poczułby nic do mnie. Nie byłem na jego poziomie. On był idealny. Zbyt idealny.
Wrócił do opowiadania.

- Przed tym jak zacząłem się ciąć, zakochałem się w pewnym chłopaku. Nazywał się James. - na dźwięk tego imienia, mimowolnie przypomniałem sobie wyraz twarzy Gerarda, kiedy majaczył. - Byliśmy przyjaciółmi. Zawsze mówił, że nigdy się nie rozstaniemy. Że nigdy mnie nie opuści. Że będziemy przyjaciółmi na zawszę. Twierdził, że mogę mu powiedzieć wszystko, że on ufa mi całkowicie, więc i ja mogę. Był dla mnie ważny, naprawdę. - po jego twarzy i mimice, mogłem poznać, że to są równie bolesne wspomnienia. - Ale nie był dla mnie tylko przyjacielem. Kolegowaliśmy się parę lat, a ja nie mogłem dłużej żyć w kłamstwie. To wtedy było pierwsze cięcie. Przed pewną dyskoteką wyznałem mu to. Że jest dla mnie kimś więcej niż przyjacielem. Powiedział, że on tego nie czuje, ale to zostanie miedzy nami. Dlaczego nie poznałem się na nim wcześniej? Na imprezie wszyscy dowiedzieli się jaki jestem. Nikt tego nie akceptował. I to się zaczęło... Przed tym byłem lubiany w szkole, ale po... Nie mogłem znieść jednego dnia. Codziennie byłem wyśmiewany. Potem zaczęły się przeprowadzki. Jeździłem sam, mieszkałem u rodziny. Zazwyczaj wytrzymywałem jakiś semestr... I musiałem zmieniać szkołę. Tutaj, w Newark mieszkam sam. Ale parę dni temu to wszystko do mnie wróciło. Stwierdziłem, że żyletka to za mało. Nie wiem, czy naprawdę chciałem skoczyć. Wtedy poznałem Ciebie, Frank. - spojrzał na mnie a ja czułem, że się rumienie. Zawsze miałem z tym problem. Nigdy nie mogłem opanować zmiany koloru moich policzków. - Frank, to dzięki Tobie tutaj jestem, dzięki Tobie żyję.

Poczułem coś mokrego i ciepłego na lewym policzku, automatycznie przymknąłem oczy i uniosłem kąciki warg. Gorąco rozlało się po całym moim ciele, wywołując dreszcze. Po chwili uświadomiłem sobie, co się właśnie stało. Kiedy otworzyłem oczy, Gerard siedział trochę dalej ode mnie odsunięty. Uśmiechał się nieśmiało.

- Co to miało znaczyć? - spytałem cicho. Musiałem odsunąć myśli od tego, przecież nic nie znaczącego całusa. Czułem się jak nastolatka na pierwszej randce.

- To tylko w ramach podziękowania. Jeśli odebrałeś  to w jakiś dziwny sposób, po tym co powiedziałem, to wcale nie tak miało być... - dodał szybko, usprawiedliwiając się.

- Nie odebrałem tego tak jak myślisz. - uśmiechnąłem się. - Daj spokój. W sumie, to ja też chciałbym  coś powie...

Nie dokończyłem, zadzwonił mój telefon. Nie miałem ochoty go odbierać. W oczach Gerarda widziałem nadzieję, że tego nie zrobię. Spojrzałem tylko na wyświetlacz. 'Nick'. Zapewne martwi się, gdzie to ja się podziewam.

Czerwonowłosy spuścił wzrok i westchnął cicho.

- Odbierz. Ja już pójdę. Dziękuję. Dziękuję za wszystko. - dopiero teraz zsunął rękawy na nadgarstki, zakrywając blizny.

- Jeśli kiedykolwiek chciałbyś pogadać, jestem tutaj. Możesz na mnie polegać. Wierzę w Ciebie, Gerard. Dasz sobie radę z tym... - spojrzałem wymownie na nadgarstki.

- Mam taką nadzieję. - mruknął smutno.

- Chciałbym ci pomóc, najlepiej jak umiem.

- Wystarczy, że będziesz, Frankie. - nogi zmiękły mi, kiedy wypowiedział zdrobniale moje imię. - Obecność jest ważniejsza niż puste obietnice. - uniósł wargę, odsłaniając równe zęby i tworząc przeuroczy półuśmiech.

- Odprowadzę Cię...

- Sam trafie. Oddzwoń do Nicka.

Gerard zniknął za drzwiami, a ja wciąż wpatrywałem się w to miejsce. Jakbym liczył, że wróci i... Nie mogłem myśleć, że coś się stanie. To, że był gejem nie zmieniało tego, że nie mogłem powiedzieć mu tego co czuje. Co by sobie o mnie pomyślał? Że po dwóch dniach znajomości zakochuje się w samobójcach? Teraz trudno jest mu komukolwiek zaufać, ale czy fakt, że powiedział mi to wszystko, nie znaczy, że jestem dla niego odrobinę ważny?

Za dużo pytań, za mało odpowiedzi.

Oddzwoniłem do mojego przyjaciela. Skłamałem, że poczułem się trochę słabo i zostałem w domu. Na szczęście w szkole nie zajmowali się niczym specjalnym, wiec nie musiałem nadrabiać. Czułem się rozkojarzony, moje myśli wciąż krążyły wokół czerwonowłosego.

Mama nie pojawiła się przez resztę weekendu. Nie dzwoniła, a ja tym bardziej nie miałem takiego zamiaru. Nie potrafiłem wstać z łóżka, sobotę i niedziele przeleżałem przed telewizorem. Ale nie mogłem skupić się na żadnym obrazie, każde słowo przypominało mi o Gerardzie. Czy daje sobie radę?  Nie mógłbym znieść tego, gdyby coś mu się stało. Dlaczego? Bo jestem w nim zakochany. Jestem gejem. I kocham Gerarda Way'a. Pierwszy raz uczciwie sam do siebie się przyznałem.

***

W poniedziałek rano zerwałem się jakieś pół godziny przed rozpoczęciem zajęć. Szybko spakowałem książki do torby. W moim pokoju był wystarczający bałagan, by nie móc znaleźć skarpetki do pary.
Sięgnąłem pod łóżko, ale pod palcami poczułem papier. Pewny, ze przecież nic nie mogło mi tam umknąć, powoli wyciągnąłem kartkę. Czułem jak była zgnieciona, jakby ktoś trzymał ją w kieszeni. Ale kto? Rozwinąłem ją i nie kryłem zdziwienia, kiedy w środku ujrzałem śliczny portret. Portret przedstawiający mnie, jakby odbitego w lustrze. Zamyślonego, przysypiającego na którejś z lekcji. Poznałem tą dłoń, którą zauważyłem na szkicu Gerarda. Czy to znaczy, że przez ten cały czas rysował mnie? Czyli patrzył na mnie. Na myśl o tym poprzestawiały mi się wnętrzności, serce poczułem gdzieś na wysokości gardła. Miałem wrażenie, że nogi robią sie jak z waty, że nigdy nie wstanę z tej pieprzonej podłogi.

Zerwałem się i wybiegłem tak szybko, jak tylko mogłem. Przez całą drogę do szkoły biegłem, było to zadziwiające jak na moją słabą kondycje. Może tak bardzo chciałem zobaczyć znaną mi twarz ukrytą pod czerwoną czupryną. Już niczego nie byłem pewien, nie poznawałem sie. Z kieszeni bluzy wyciągnąłem obrazek. Przejechałem palcem po mojej twarzy, jakbym mógł wyczuć dotyk Gerarda. Plotę głupoty. Jestem obrzydliwie zakochany, nie wierzę w to!

Ostrożnie złożyłem kartkę i włożyłem do kieszeni. Podniosłem wzrok i spojrzałem przed siebie. Parę metrów dalej zobaczyłem Gerarda, śmiejącego się do kogoś. Tej drugiej osoby nie mogłem poznać, zauważyłem tylko, że była dziewczyną. Znowu to uczucie, którego jeszcze nie poznałem dokładnie. Chciałbym mieć Gerarda tylko dla siebie, rozmawiać z nim, przytulać i... I nic więcej, bo on sie nie może dowiedzieć, co czuję. Nie teraz, zniszczyłbym to wszystko. On mi zaufał, wiec nie potrafiłbym mu oznajmić, że jest miłością mojego życia.

Gerard nachylił się do dziewczyny, moje serce zabiło mocniej. Przecież on jest gejem, tak szybko orientacji by nie zmienił. Rozpoznałem, że tą dziewczyną jest Emma. Dlaczego zawsze ona? Pocałowała czerwonowłosego w policzek, jak on mnie wcześniej... Ale czy to był pusty pocałunek, czy jednak coś znaczył, czy Emma nagle przerzuciła uczucia na Gerarda, czy to tylko bym ja był zazdrosny? Nawet jeśli.. To o nią? Chyba w moich koszmarach. Jedyną osobą, o którą kiedykolwiek mógłbym być zazdrosny był Gee. Jest.

Gerard obrócił się i zauważył mnie. Na widok jego twarzy, ust wyginających się w marnym uśmiechu, który dla mnie był najpiękniejszy na świecie, poczułem, że mdleję. Na prawdę czułem się słabo. Oparłem się ramieniem o szafkę i lekko skrzyżowałem nogi.  Wciąż wpatrywałem się w niego, czekając, aż do mnie podejdzie. Jednak on tego nie zrobił, wbił ręce w kieszenie i zniknął za rogiem.

Poczułem się jak wystawiona nastolatka. Chciałem, żeby do mnie podszedł, żeby wtulił się we mnie, żebym mógł jeszcze raz poczuć jego ciepło. Natychmiast przypomniałem sobie o czym mi opowiadał. Że kiedy wydało się kim jest, szkoła była nie do zniesienia. Może nie chce przeżyć tego jeszcze raz? Nie dziwię mu się. Skoro tego nie chce, nie mogę go zmuszać. On nic do mnie nie czuje, ja go kocham ponad życie. Z takim układem damy sobie radę. Musze po prostu udawać, że jest w porządku.

Po żadnej z lekcji nie mogłem go złapać. Jakby uciekał przede mną specjalnie, wstydził się tego co się stało. Nick kręcił się za Melanie, obecną dziewczyną, wiec jego też nie mogłem nigdzie wyciągnąć. Szedłem sam na salę gimnastyczną. Kiedy tylko przed oczami przemknęło mi coś czerwonego, serce biło mi mocniej, za nadzieją, że to Gerard. Wciąż mnie unikał, od rana nie uraczył mnie żadnym spojrzeniem. Na lekcji siadał sam, po dzwonku rozpływał się w tłumie. Tyle w tej szkole ludzi, ale tylko z nim nie czułem się samotny.
Usiadłem przy grupce znajomych, którzy już wcześniej dotarli na salę. Melanie przytulała się do Nick'a, ten szeptał jej coś do ucha,  Carol nawijała o jakimś chłopaku a Pete i Josh komentowali każdą przechodzącą dziewczynę. Tylko ja milczałem, niepasujący do otoczenia. Wcześniej śmiałbym się z romantycznego Nick'a, uwag chłopaków i tego wszystkiego z czego śmieje sie chłopak w szkole średniej. Wyciągnąłem jedynie nogi, podparłem głowę o dłoń i myślałem. Myślałem o tym wszystkim co się przydarzyło. Byłem pewny, że nie wytrzymam tego, jak Gerard się zachowuje. Jakbym nie istniał. Ale nie wytrzymałbym też jego bliskości, tego że musiałbym kłamać w sprawie moich uczuć.

- Frank? Słuchasz mnie w ogóle? Frankie! - głos Carol wyrwał mnie z zamyślenia.

Podniosłem głowę i spojrzałem przed siebie. Wzrok wszystkich skupiony był na mnie.

- Co z Tobą? Cały dzisiejszy dzień jesteś jakiś inny. Nie poznaje Cie. - Pete szturchnął mnie w ramię
.
- Daj spokój, wszystko jest ok. Po prostu czuje się troszkę słabo. - westchnąłem wpatrując się ziemię.

- To weź jakiś proszek. I, do cholery, przyłącz się do rozmowy, bo myślimy, że nie jesteś już naszym starym, dobrym Frankiem, tylko jakimś pedałkiem...

Lekko zacisnąłem pięści i powstrzymałem się od rzucenia zbędnego komentarzu. Parsknąłem śmiechem, tak bardzo sztucznym, że chyba wydał się im prawdziwy.

- Ja? Pedałem? Zabawne. - przewróciłem oczami i pstryknąłem kostkami. - Naprawdę, mam tylko gorszy dzień. I boli mnie głowa.

Melanie podała mi jakąś tabletkę. Bez słowa ją połknąłem i faktycznie poczułem, jakby moje mięśnie się rozluźniły.

Gdy zadzwonił dzwonek wszyscy pojawili się na sali. Wśród ćwiczących szukałem Gerarda, jednak jego nigdzie nie było. W czasie rozgrzewki także nie mogłem go znaleźć. Jakby gdzieś zniknął. Znudzony oparłem się o drabinki, czekając, aż wybiorą drużyny, które i tak zawsze były takie same.

Stanąłem przy siatce, rozluźniony i skupiony na grze. Piłka odbijała się płynnie, co sprawiało, że mecz robił się coraz bardziej senny. Potrząsnąłem głową, by odgarnąć włosy, które opadły mi na czoło. Kątem oka zobaczyłem stojącego przy ścianie Gerarda. Nie był przebrany, na uszach miał słuchawki. Uniósł wzrok na mnie, ale... Ale nie uśmiechnął się. Patrzył tylko jak na osobę, na której się zawiódł.

W jednej chwili ciemność i przeszywający ból z tyłu głowy. Poczułem, że upadam na kolana, leżę na podłodze. Jakieś krzyki, ktoś łapie mnie za ramiona. Nie mogę się poruszyć i tylko ten ból, jak wbijane igły...


Znowu byłem w tej dziwnej sali. W tej, która śniła mi się parę dni temu. Szare ściany, metalowe łóżko, skulony Gerard leżący na nim. Obok mnie kałuża krwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz