środa, 12 lutego 2014

"I don't believe in love" rozdz. IV

Okej. Jest i rozdział namber for, pisany przy All Time Low - Therapy.
Dziękuje za wszystkie pozytywne komentarze, wszystkie rady i uwagi, które dla Moniki są soł macz cenne. :)
Komentujcie i czytajcie z tego wszyscy. Albo odwrotnie. Whatever.

***

Nagle przysunął się do mnie gwałtownie, opierając dłonie na moich kolanach. Nasze twarze dzieliła zdecydowanie niebezpieczna odległość, zaledwie parę centymetrów. 

Widziałem jak rozszerzają się jego źrenice, mogłem z bliska oglądać piękno jego tęczówek. Boże, były po prostu idealne. Aż brakowało słów. One były superśliczneidealneperfekcyjnenieziemskieboskiewyjątkowepiękneuroczepociągającenamiętne          w jednym. A to i tak było nieodpowiednie określenie tego cudu.

Uniósł lekko kąciki warg. Słodko, kurde. Mówię serio. Potem zrobił smutną minę, ale po chwili uśmiechnął się. Uroczo. Naturalnie. Prawdziwie. Tak jak nigdy. W sumie, jego uśmiech widziałem tylko wtedy, kiedy się śmiał.  Teraz po prostu mnie zamurowało. Patrzyłem się na niego jak wryty.

- Miśku, chcesz coś od moich ust? - zaczął cicho, powoli. Jakby to on teraz ze mną flirtował. - Nie podobają Ci się? - przejechał językiem po górnej wardze.

Miałem w dupie, czy ktoś nas widzi. Chociaż wolałem, żeby nikt na nas nie patrzył... Serce mi łomotało, myślałem, że zaraz wypadnie mi z piersi. Czułem coś, czego nie umiem określić. Zbierało się gdzieś na brzuchu, przechodziło przez klatkę piersiową, by utkwić w gardle.

- Gerard, co Ty wyprawiasz... - szepnąłem niesłyszalnie, na nic innego nie było mnie stać.
W odpowiedzi przysunął się bliżej. Czy on chciał mnie pocałować w barze? Przy wszystkich? Przy tych ludziach? Może to było ukartowane? To było jedyne wyjaśnienie. Nick wyciągnął mnie tutaj a potem przypadkiem nie mógł się zjawić. Następnie podpity Gerard, niby smutny a teraz... A teraz co?
Na nosie poczułem jego nos. Byłem bliski zawału, gdy podniósł na mnie swoje oczęta.
Ale raj skończył się, gdy czerwonowłosy odsunął się ode mnie i znowu zaczął się śmiać.

- Kiedy odkryłeś w sobie geja, Franusiu? Naprawdę sądzisz, że jestem uroczy? Jestem słodziakiem? - wyrzucił z siebie szybko.

- O czym Ty mówisz? - przypomniałem sobie co powiedziałem na lekcji chemii. - Ja to tylko tak... - nie miałem zielonego pojęcia jak mu to wytłumaczyć. - To były tylko żarty, Gee, gadałem pierwsze co mi przyszło do głowy. Przepraszam, jeśli to Cię uraziło, nie wiedziałem, że to słyszałeś, boże, przepraszam, przepraszam, tak bardzo prze...

Obraz przede mną rozmywał się a oczy zaczęły piec. Czułem, że zbiera mi się na płacz, ale coś nie dawało upustu łzom. Jakby coś się zatrzasnęło i nie dało się otworzyć. A może ja chciałem płakać? Ale nie mogłem, choć oczy zdawały się robić coraz bardziej mokre.

- Skończ. - syknął chłodno. Dlaczego on tak szybko zmienia swój nastrój? - Nie tylko Nick to słyszał. Nie tylko ja to słyszałem. Twoje wyżalenia dotarły do większości klasy.

- A-ale... - Gerard nie pozwalał mi dostać się do głosu.

- Uraziło? - zaśmiał się znowu, tym razem nie uroczo jak poprzednio. - Zabawny jesteś, Iero. - to, w jaki sposób wymówił moje nazwisko zabolało. - Po prostu myślałem, że raz... Że jeden pieprzony raz, nie spieprzę niczego pierwszego dnia szkoły. Jak widać, jestem w tym mistrzem. Tyle że dzisiaj, to nie ja to zepsułem. To Ty to zniszczyłeś... - ostatnie zdanie wypowiedział złamanym głosem, nie tak jak poprzednie, zimno, bez uczuć.

- Nie, Gee, to tylko żarty, nikt na to nie zwrócił uwagi... Rozumiesz? Każdy obrócił to w żart, każdy...

- Kazdy tylko nie ja! Zostaw mnie w spokoju, Iero. Już raz mi przeszkodziłeś, drugi raz Ci nie pozwolę. - rzucił wrednie i przecisnął sie obok mnie.

Zrobił krok i zachwiał się. Chyba nie był w stanie iść. Podbiegłem do niego i złapałem. Uśmiechnąłem się nieudolnie, jak tylko Frank Iero potrafił.

- Zawiozę Cię do domu. - powiedziałem, zarzucając sobie jego rękę na szyję. Gerard pochylił tylko głowe i posłusznie nią pokiwał.

Prawdopodobnie nikt nie widział incydentu, który miał miejsce w barze. Nie czułem niczyjego wzroku na sobie, kiedy próbowaliśmy wyjść. W ciszy przeszliśmy do mojego auta. Otworzyłem drzwi od strony pasażera i pomogłem wsiąść Gerardowi. Jemu chyba było już wszystko jedno. Usiadłem za kierownicą. Spojrzałem na czerwonowłosego, który zwinął się i podciągnął kolana pod brodę, opierając się na drzwiach. Patrzyłem na niego w ciszy, nie wiedząc jak pomóc. Gerard utkwił tylko wzrok gdzieś za szybą.

- Mój statek zatonął w morzu dźwięków, kiedy obudziłem się sam, miałem wszystko. Garść chwil, które chciałbym móc zmienić. I język jak koszmar, tnący jak ostrza. - zanucił cichutko, a ja słuchałem w skupieniu. -  W mieście głupców byłem ostrożny i opanowany, ale oni rozdarli mnie jak huragan. - przerwał na chwilę, by wrócić z najpiękniejszymi słowami piosenki, jakie mogłem usłyszeć. - Potrzebuję terapii, jestem chodzącą parodią. Ale uśmiecham się do wszystkiego. Terapio, nigdy nie byłaś moim przyjacielem. Teraz możesz zatrzymać swoje nieszczęście. 

Kolejny raz tego wieczoru patrzyłem na niego wryty. Skąd on wytrzasnął taki cudny tekst? I ten głos. I ten cholerny głos. Kiedy go słyszałem, stawało mi serce. Poczułem jak po policzku przepływa mi łza. Frank, ty płaczesz? Płakałem chyba tylko raz, na pogrzebie babci. A teraz nawet nie poczułem, jak bardzo podziałał na mnie ten tekst. Szybko otarłem słoną kroplę.

- Gee, to było piękne, brakuje mi słów. Naprawdę...

- To może lepiej nic nie mów, Iero? - warknął.

Zabolało. Znowu. On mnie ranił, ten pieprzony Way przyprawiał mnie o ból serca. A we mnie tylko przestawiały się wnętrzności. Czy naprawdę tak bardzo zraniłem go tym, co powiedziałem rano? Dlaczego nie mógł wziąć tego za żart? Przecież nie powiedziałem tego w złym celu, nie chciałem wyjść na pedała przy klasie. Pedała? Nieźle się określam, naprawdę.

- O-okej.. - mruknąłem patrząc w pustą przestrzeń. Byle nie na tego słodkiego dupka. Co ja w ogóle gadam? - Gdzie jechać?

- Przed siebie, kocie.

- Gerard, mowie serio.  Dokąd mamy jechać? - cisza. - Hę?

Spojrzałem na niego. Miał zamknięte oczy, oddychał równo. Jak on mógł zasnąć? Zaśmiałem się cicho. Musiałem przyznać, że wyglądał słodko. Słodko? Wyglądał jak aniołek. Odgarnąłem włosy, które opadły na jego czoło. Był tylko jeden problem, nie wiedziałem, gdzie jechać. Odpaliłem auto, jeszcze raz lustrując czerwonowłosego. Nie mogłem po prostu oderwać od niego wzroku. Przed sobą miałem najpiękniejszą istotę na ziemi. Która mnie nienawidzi.

Z braku pomysłu, gdzie mam jechać, pojechałem do siebie. Ostrożnie zahamowałem. Zastanawiałem się tylko, co powiem mamie. 'Mamo, przenocuje u mnie najsłodszy człowiek na świecie?' Tak, świetny pomysł. Powoli wysiadłem, starając się jak najciszej zamknąć drzwi. Nadal nie wiem jak, ale jakimś cudem wyciągnąłem śpiącego Gerarda z samochodu.

- James? James, gdzie ja jestem? - szepnął czerwonowłosy.

- Ciii. - zobaczyłem, jak chłopak lekko rozchylił oczy.

- Gdzie ja jestem?

- Zasnąłeś, zawiozłem Cię do mnie...

Gerard ledwo utrzymywał się na nogach. Z moją pomocą wszedł do domu. Był strasznie nieprzytomny, chyba nie zdawał sobie sprawy co się dzieje. Ściągnął buty, a ja rozejrzałem się po domu. Było cicho nieprzyjemnie cicho. Zauważyłem kartkę od mamy:

" Frankie,
musiałam wyjechać do cioci Marii. Ma problemy. Wrócę za parę dni. Obiad przygotowany masz w lodówce.
Mama"

Przewróciłem oczami. Czego ja się mogłem spodziewać? Przecież ona, po śmierci ojca, najchętniej zostawiłaby to wszystko w cholerę. Wyjechała i zapomniała o mnie, wyrodnym synu.  Wróciłem do Gerarda. Siedział nieobecny na krześle. Pociągnąłem go i poszedł za mną do mojego pokoju.

- J-James... - wyjąkał. - Kiedy.. kiedy miałem remont po-pokoju?

- Gee, tu nie ma żadnego Jamesa. - mruknąłem i pomogłem mu położyć się w moim łóżku.

- James, co ty pieprzysz...

Patrzyłem na niego jak wierci sie pod kołdrą. Usiadłem na fotelu i czekałem, aż się uspokoi.  Wyglądał uroczo, był taki nieskazitelny. Grymas zniknął z jego twarzy, zastąpiony błogim uśmiechem.
Obserwowałem go dłuższy czas. Czerpałem z tego radość, nie wiem czemu. Po prostu byłem szczęśliwy, kiedy mogłem na niego patrzeć. Zrobił sie ze mnie niepoprawny romantyk, nie ma co. Podszedłem do niego i usiadłem na brzegu łóżka. Odgarnąłem kosmyki z jego twarzy  i zawinąłem za ucho. Poruszył się niespokojnie i skrzywił. Trząsł głową, jakby chciał odrzucić od siebie jakieś złe myśli.

- James... James, dlaczego mi to zrobiłeś? - szepnął.

- Cichutko, kochanie, wszystko będzie dobrze... - starałem się go uspokoić.

Pogłaskałem go czule po policzku. Miał taką delikatną, śnieżno białą cerę, bez żadnych skaz. Czemu to zrobiłem? Nie wiem nadal. Gerardzie, dlaczego musisz być taki idealny? Nie chciałem zajmować sobie tym głowy, ważne, że przestał gadać przez sen i znowu się uśmiechnął.  Zgasiłem lampkę i obrzuciłem go ostatni raz spojrzeniem. Był taki niewinny przez sen. Miał zaróżowione policzki i lekko rozchylone usta.

- Dobranoc, Gee. - powiedziałem cicho i wyszedłem.


1 komentarz:

  1. Bardzo podoba mi się ten rozdział, ciekawy obrót sprawy ^^ no i pojawia się nowa osoba. Idk, wydaje mi się, że James to jego były i przez niego chciał popełnić samobójstwo, w każdym razie nie wydaje mi się, żeby była to postać pozytywna. Piszesz ciekawie i dobrze by było gdyby kolejne rozdziały były dłuższe, bo bardzo przyjemnie się to czyta
    Pozdrawiam, xoxo

    OdpowiedzUsuń